środa, 29 czerwca 2016

Sewilla w praktyce - co udało nam się zobaczyć

Sewilla przy pierwszym kontakcie nas rozczarowała. Nie wiem czy to dlatego, że nas nie pochłonęła, a może dlatego, że poświęciliśmy jej za mało czasu? Albo oba na raz. Nie mniej jednak, jeden dzień na to miasto to na prawdę jest mało. Chyba, że jesteście na objazdówce i od 9 rano jesteście w mieście i możecie pozwolić sobie na jej zwiedzanie do późnych godzin, to może jest szansa. My oczywiście przyjechaliśmy o co najmniej godzinę za późno. Dreptanie kilometrów też robi swoje i nie mieliśmy siły na odwiedzenie mniej ważnych miejsc-a urokliwych, tym bardziej, że byliśmy po Gibraltarze gdzie nogi oberwały przez górę. Niestety nie udało nam się wejść do Katedry (!). Byliśmy przekonani, że czynna jest do 19:00 - jak znaleźliśmy w intercenie. Niestety na miejscu okazało się, że była do 17:00, a zjawiliśmy się pod wejściem jakieś 20min później. Udało nam się wejść jedynie do prawdopodobnie nawy i to nie głównej.
Sam dojazd z Torremolinos zajął nam 2,5h. Wyjechaliśmy z hotelu dopiero o 10.
Ale wszystko po kolei. Główne informacje o mieście i o tym co warto/trzeba zobaczyć przeczytacie tutaj a informacje o parkowaniu tu. 


Poświęcony czas: 6h
Wydane: 38,65 Euro



Zaparkowaliśmy w galerii, tak jak planowaliśmy. Na wszelki wypadek zrobiliśmy zdjęcie rejestracji naszego auta i samego miejsca, żeby później nie szukać. W galerii przy okazji mieliśmy dostęp do toalet (do których nie było drzwi przy podziale na damską i męską) oraz wszelkich sklepów z kawą i napojami. Byłam niemiłosiernie śpiąca i nie mogłam się obudzić. Normalnie nie pije kawy, ale to była sytuacja kryzysowa. Podeszliśmy więc do McDonalda po dużą zwykłą kawę dla mnie. Pani, która obsługiwała nie znała niestety angielskiego i jedyne co zrozumiała to kawa. Dała nam białą, małą, ale przynajmniej dała dwa cukry, bo nie wiem jakbyśmy mieli o nie poprosić. Tu pomyślałam, że przydałby się na telefon podręczny słownik hiszpańskiego. Zaopatrzeni w kawę ruszyliśmy w drogę na plac Hiszpański. Miasto jak miasto. Różni się roślinnością i tym, że w Hiszpanii wszyscy mają pozasłaniane okna. Mieliśmy jechać autobusem, ale na rozbudzenie się wybraliśmy spacer. Spod galerii jedzie 29 i były tam chyba nawet biletomaty. Nigdzie tak to ich nie spotkaliśmy. Prawdopodobnie bilety kupuje się tylko u kierowcy. Nawet kasowniki widzieliśmy tylko przy pierwszych drzwiach. Szliśmy pieszo tą samą trasą co jeździ autobus. Przy jakimś parku odbiliśmy, ale prawdopodobnie i tak koło niego byśmy wysiadali. Spacer zajął nam jakieś 35min.
Sam plac jest bardzo ładny i trzeba poświęcić mu trochę czasu. My nie mieliśmy go zbyt wiele, więc byliśmy tu jakąś godzinkę. Z chęcią bym tam wróciła, posiedziała (tak po prostu) i przepłynęła się łódką. Z pośpiechu nawet zapomniałam zobaczyć ile to kosztuje. Ale chyba nie może być cholendarnie drogo, skoro jednak ludzie tymi łódkami pływali. W tym miejscu trzeba uważać na irytujących panów z jakimiś gałązkami. Nie wiadomo co oni chcą. Nawijają po hiszpańsku coś i pokazują na gałązkę, ale jak nasza rezydentka twierdzi, lepiej się z nimi nie zadawać. Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o kasę. Tu niby gałązka, a w tym czasie ma nam zginąć portfel. Nie wiem jak oni to robią, bo uważnie ich obserwowałam - działa sam i to bez tłumu. Zaczepia pary albo pojedyncze osoby. Przy placu nie brakuje różnych sklepów, sklepików z pamiątkami. Można sobie też zrobić zdjęcie w stroju hiszpańskim za 1 euraszka (poniżej na zdjęciu) albo przejechać się dorożką.




Stąd jest już rzut kamieniem do Alcazaru. Pod warunkiem, że wie się gdzie jest wejście. My oczywiście w teorii wiedzieliśmy, że przy Lwiej Bramie, jednak w praktyce czekał nas dłuższy spacer.  Ostatecznie wejście jest obok wejście do Katedry! Więc nie szukajcie Alcazaru, a Katedry ;). Z placu Hiszpańskiego jest prosta droga: na drugim rondzie w lewo i dalej prosto. Później powinniście widzieć gdzie macie iść. A my zamiast w lewo odbiliśmy w park. Przy tej okazji zwiedziliśmy dostępną dla wszystkich część ogrodów i pobłąkaliśmy się po wąskich i ślepych uliczkach. W końcu uruchomiliśmy GPS, który pokazał nam, że jesteśmy dalej niż dalej i postanowiliśmy zawrócić. Gdybyśmy dalej szli uliczkami, doszlibyśmy szybciej - teraz to wiemy, ale wtedy na podstawie GPSu byliśmy już za daleko. Wystarczyło trzymać się murów.




Najpierw weszliśmy do Alcazaru. Kolejka trochę była, ale po ok. 15min byliśmy już w środku. Tu też są bramki, działają trochę jak na lotnisku. Dostaliśmy mapkę pałacu z rozpiską co gdzie jest. Szliśmy według tych punktów. Sam pałac na mnie mega wrażenia nie zrobił. Dosyć surowy i nic w nim nie było prócz murów. Bardziej lubię barokowe pałace. Jednak warto tu przyjść, zobaczyć wykończenie, żłobienia i sam ogród. Po obejrzeniu Alhambry w Granadzie, możemy potwierdzić, że widać pewne zależności, tą inspirację Alhambrą. Głównie przy wszelkich rodzajów patio i sal na uczty.
Lwia Brama/ wejście i kasy



Jedna z sal balowych

Wszędzie fontanny i woda!
plan Alcazaru

Zobaczenie Alcazaru zajęło nam 1,5h. Ale myślę, że na spokojnie można do 2h mu poświęcić. Koszt biletu 9 Euro za osobę. Na terenie są trzy toalety i jest też oczywiście kawiarnia przy wyjściu. Wyszliśmy chwilę przed 17, jeszcze nie świadomi, że to ostatnie chwile kiedy Katedra jest czynna.
Gdzieś w tych okolicach dostaliśmy mapkę Sewilli z zabytkami i miejscem gdzie można obejrzeć flamenco. Jakbyśmy byli dłużej to pewnie byśmy się tam udali. Nie mniej, samą mapką nie pogardziłam :).

Po wyjściu z pałacu byliśmy głodni. I głównie to zaważyło na tym, że nie weszliśmy do Katedry... Nie mogę sobie darować, że będąc tam, nie podeszliśmy zobaczyć godzin. Tymczasem upolowaliśmy dobre tapas (!) za pyszną cenę i w uliczkach przy samej katedrze kosztowaliśmy Hiszpańskiej kuchni. Lokal bardzo polecam Las Escobas. Za trzy tapasy, którymi się mega najedliśmy i dwa napoje zapłaciliśmy 16,40 Euro. I to chyba ten moment i to miejsce najbardziej zapamiętam z Sewilli. Później, jak już wspominałam weszliśmy tylko do (prawdopodobnie) nawy Katedry - to tak na pocieszenie, dla tych co nie sprawdzają godzin :P. Ok.18:00 pokręciliśmy się jeszcze po uliczkach, porobiliśmy zdjęcia i kierowaliśmy się do samochodu. Po drodze - w obie strony - patrzyliśmy jak wygląda parkowanie przy ulicy i było mega słabo. Widzieliśmy może z 4 miejsca płatne. A w gruncie rzeczy miejscowi parkowali przy zjazdach, pomiędzy pasami dla pieszych a dla rowerów... Ale lepiej nie ryzykować. W Granadzie byliśmy świadkami odholowania takiego samochodu. Wracając do samochodu chcieliśmy podjechać autobusem, bo już byliśmy zmęczeni, a i godzina taka, że ledwo zdążyliśmy na kolację do hotelu (do 22:00). Pierwszy problem to to co już wspomniałam-brak biletomatów. Na przystankach nie zauważyłam rozkładów jazdy - tylko system informujący nas za ile będzie autobus i też nie wiem, czy na każdym przystanku. Mieliśmy czekać 9min, więc postanowiliśmy iść dalej mając nadzieje, ze gdzieś kupimy bilet. Autobus pojawił się dopiero na ostatniej prostej, więc już zrezygnowaliśmy i pieszo szliśmy do galerii. Przed jazdą obowiązkowo zimne picie na drogę i dopiero szukanie auta. Na szczęście nie mieliśmy z tym problemu. Znowu o godzinie 19:00 wyjeżdżamy i znowu w korkach. Tyle, że główna droga i szybko poszło. Rzutem na taśmę zdążyliśmy jeszcze na kolację w hotelu.

Godziny w jakich jest czynna Katedra




Boczne uliczki Sewilli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz