środa, 6 lipca 2016

Marbella - jachty i promenada

Widać, że to bogatsza miejscowość i najdroższy kurort. Zajechaliśmy tu przejazdem, jadąc już do Malagi oddać samochód. Jachty ok, coś dla facetów, można zobaczyć. Ale samo wjeżdżanie do miasta to trochę czas stracony. Chyba, ze macie nadmiar czasu, to można godzinkę czy dwie mu poświęcić. Jednak jeśli tego czasu nie macie, to spokojnie można sobie darować, a ewentualnie zajrzeć tylko do portu. Informacje zebrane przed wyjazdem tutaj (atrakcje i miejsca warte zobaczenia).

Poświęcony czas 1h
Koszt ok 15 Euro 

(paragony najprawdopodobniej zostały powyrzucane przez mego męża, aby nie zawadzały w portfelu)

Do portu zjechaliśmy w ostatniej chwili. Nie sprawdzałam wcześniej dojazdu (zwyczajnie zapomniałam) i mieliśmy tam nie jechać, ale były znaki drogowe, więc (jednak) bez problemu trafiliśmy. Zaparkowaliśmy na parkingu podziemnym przy jakimś placu, na którym dużo się działo. Plac oczywiście biały, dużo stoisk, fontanna. Na orientację doszliśmy do plaży i czegoś w rodzaju molo. Zaraz obok portu. Tu chyba spotkaliśmy najwięcej polaków, zupełnie nie wiem dlaczego (druga z kolei była Alhambra). Niby każdy zajeżdża tam oglądać jachty, ale co chwilę ktoś przystaje zrobić zdjęcie autom. Ojj, takich aut nie widuje się na co dzień. Porobiliśmy zdjęcia, zjedliśmy coś na szybko w okolicznym McDonaldzie i pojechaliśmy dalej nad "sławną" promenadę. 




Nie chcąc marnować czasu, mój mąż jako kierowca zdecydował zaparkować jak najszybciej - czyli parking podziemny niedaleko promenady (nie polecam!). Drogo strasznie. A miejsc parkingowych przy ulicy było sporo -płatnych, ale w porównaniu z tym co trzeba zapłacić za podziemny to prawie za darmo. Na szczęście nie byliśmy jakoś specjalnie długo, więc nie straciliśmy całego majątku. Przy samej promenadzie też jest parking podziemny,pewnie tak samo drogi. Cen nie pamiętam, a rachunków nie mam już niestety. Ale z tego co pamiętam to za jakieś 30min zostawienia auta na tym parkingu, moglibyśmy stać jakieś 3h przy ulicy. Nie wiem czemu, byłam przekonana, że promenada będzie iść wzdłuż morza. Okazała się ona prostopadła. Po prostu szersze i ładniejsze dojście do plaży. Zaczyna się parkiem przy jednej z głównych ulic. Jest oczywiście fontanna, ławeczki (z mozaikami). Także coś dla dzieciaków - karuzela. Po bokach promenady ciągną się fontanny z ławkami, a na środku są rzeźby Salvadora Dalego (wykonane wg jego projektów, ale nie przez niego). Możecie też na mapce zobaczyć co jest w pobliżu z zabytków (na tablicy informacyjnej). Jest ładnie, owszem. W takiej miejscowości mogłabym mieszkać - zadbana i urocza. Promenada długa nie jest. Można zobaczyć też równoległe uliczki, z lokalami. Na plac już nie szliśmy, ale jeśli już poświęcacie czas na tę miejscowość to się wybierzcie.

Ogólnie mówiąc, powtórzę to co napisałam na samym początku, jeśli macie czas to można poświęcić i zobaczyć Marbellę. Jeśli tego czasu Wam brakuje, odpuście sobie i przeznaczcie na coś innego (np. Ronde!!). My żałujemy, że tak nie zrobiliśmy. Oczywiście to nasza opinia. Dla nas nie jest to miejscowość warta zjeżdżania z trasy. Ewentualnie można tu zatrzymać się w hotelu zamiast innych kurortów. Wtedy jest się na miejscu i można, a nawet trzeba, pozwiedzać.











Ronda - fantastyczne miasto nad wąwozem

Zdecydowanie miejsce must to be! Nie ma Andaluzji bez Rondy. Poświęciliśmy jej zdecydowanie za mało czasu! Bo przecież to taka mała miejscowość, wszystko koło siebie... Dla mnie najlepsza wycieczka ze wszystkich (no może na równi z Gibraltarem!). Chętnie spędziłabym tu o wiele więcej czasu. Informacje zebrane przed wyjazdem o atrakcjach tutaj oraz o  parkowaniu.

Poświęcony czas: 3h
Koszt: 11,80 Euro



Zaparkowaliśmy  na pierwszym darmowym miejscu jakie znaleźliśmy, przy wjeździe do miasta. Ale nie ma co się obawiać, to na prawdę nie jest daleko. Parkingów jest na prawdę sporo, wszędzie są drogowskazy - ale to są raczej płatne. Idąc uliczkami wyszliśmy koło Kościoła przy plaza de la Merced i dalej poszliśmy parkiem. W parku są toalety, płatne 0,60 Euro jak wszędzie w Rondzie. Są balkony widokowe skąd można porobić na prawdę fajne zdjęcia.
Kościół przy Plaza de la Merced

widoki z parku

Wychodząc z parku idealnie trafiamy na arenę byków. Jest tu pomnik byczka, punkt informacyjny i mała aleja "sław". Do informacji warto zajrzeć, nawet jeśli wiecie co chcecie zobaczyć. Dostaniecie tam mapkę z wszystkimi zabytkami i wydruk z cenami i godzinami otwarcia. Nam Pani zaznaczyła kilka punktów, które ponoć najbardziej warto zobaczyć i powiedziała, że zajmie nam to około 2h. Zaznaczyła nam arenę byków, sławny most, Pałac Mondragon, Kościół Santa Maria la mayor i łaźnie (łącznie ceny biletów 18Euro na osobę). Obeszliśmy te atrakcje ale nie wchodziliśmy. Na arenę byków bym poszła, ale stwierdziliśmy, że jak na zobaczenie tego od środka to cena jest za wysoka.
Przy każdej atrakcji znajdziemy tablicę z opisem po hiszpańsku i angielsku.






Praktycznie wszystkie najażniejsze miejsca są po drugiej stronie mostu, w starszej części miasta. Przy samym moście znajdziemy kilka lokali usytuowanych na balkonach nad wąwozem. W drodze powrotnej można tam zasiąść i podziwiać widoki. My jak zwykle się spieszyliśmy:(. Po przejściu przez most widzimy mozaikę Rondy, która obrazuje dwie połowy miasta podzielone wąwozem.



Bocznymi uliczkami doszliśmy do Plaza Duquesa de Parcent i Kościołu Santa Maria. Mieliśmy nawet wejść, ale ostatecznie się nie zdecydowaliśmy. Jest parę straganów gdzie można coś kupić, klasycznie fontanna, ławeczki. Na chwilę się tu zatrzymaliśmy.
Z boku kościoła. Znajdziemy tu mały pomnik i fontannę przy ścianie budynku (częsty widok)

Park przy Kościele

Iglesia de Santa Maria la Mayor

drzewka pomarańczy muszą być!

Dalej pokierowaliśmy się do palacio del rey moro (wejście 5 Euro). Po drodze prawie przeoczyliśmy Minaret de San Sebastian (punkt 16 na mapie). Był wtopiony w budynki i gdybym nie widziała wcześniej jego zdjęć to byśmy przeszli obok. Chociaż w zasadzie wiele by to nie zmieniło, bo nic się tam nie działo. Tylko tyle, że zobaczyliśmy go na żywo i mieliśmy okazję poczytać jeszcze o nim.
Tabliczka informacyjna (przy każdym zabytku)

Minaret de San Sebastian
Uliczka Rondy przy Minarecie. Nawet widać jedną z kolejnych fontann.


Dotarliśmy do Pałacu del Rey Moro (punkt 21 na mapie). W końcu to z jego ogrodów miało być zejście na dół wąwozu. Zejście było, chociaż naliczyliśmy nie 364 a 194 schody. Sam pałac jest nieczynny - jest w mega złym stanie. Obstawiony jest rusztowaniami, a bilet jest do samych ogrodów + zejście do wąwozu. Samo zejście nie jest złe. Schody są w porządku, światło w miarę jest. Zostałam nastraszona w internecie, ale nie było tak źle. Po drodze w dół są dodatkowe pomieszczenia i to całkiem spore. Nie wiem jak długo oni to robili, ale jeśli tylko po to by mieć wodę, to odwalili kawał roboty. Samo to miejsce rzeczywiście jest zaniedbane, ale warto tu wejść choćby nawet po to by zejść na dół. Z góry natomiast możemy popodziwiać piękne balkony widokowe po drugiej stronie wąwozu (przez które później szliśmy w drodze powrotnej).
Dół Wąwozu

Schody jaskini prowadzące na dno wąwozu
Fragment ogrodów pałacu del Rey Moro

Balkony widokowe po drugiej stronie wąwozu

Dosłownie obok jest pałac Salvatierra (punkt22 na mapie), ale wszystko było pozamykane. Tylko tabliczka z głównymi informacjami. Żadnych informacji o godzinach otwarcia czy biletach. Wnioskuję, że może być po prostu nieczynne i sam pałac można podziwiać tylko od zewnątrz. 
Idąc w dół dochodzimy do Arch Felipe V i drugiego mostu (Puente Viejo - stary most). Stąd jest blisko do łaźni, więc jeśli ktoś by chciał to dużo nie dołoży. My po oglądaniu łaźni na Alhambrze stwierdziliśmy, że nas to nie kręci i sobie odpuściliśmy. Widzieliśmy tylko mały kawałek z mostu. Będąc dwa kroki od kolejnego kościoła, aż żal było nie wejść, tym bardziej, że był otwarty. Iglesia de Nuestro Padre Jesus (pinkt 28 na mapie) mały Kościołek o dość surowym wnętrzu. Zauważyłam, że tylko Katedry są okazałe i zrobione tak by oczy nacieszyć. Zwykłe Kościoły są raczej skromne i małe. Obok jest wejście na balkony tarasowe, które wcześniej widzieliśmy. To z nich jest robiona większość zdjęć Puente Nuevo (nowego mostu). Oczywiście ja też je porobiłam;). Jak sie dobrze przyjrzycie, to widać fragment pierwszej wersji tego mostu. Prawdopodobnie był wybudowany taką samą metodą jak drugi most. No niestety, tylko tamten jest o wiele mniejszy, a ten, wielki nie wytrzymał.
Most Puente Viejo i Kościoł de Nuestro Padre Jesus

Puerta de Felipe V/ Arch de Felipe V

Trzeci most (Puente San Miguel) i łaźnie arabskie

Pod Kościołem de Nuestro Padre Jesus (prawdopodobnie punkt 27 na mapie).
Czyli woda woda i jeszcze raz woda.

Tu widać fragment pierwszego mostu, który się nie utrzymał

Panorama, robiona z balkonów widokowych


Poświęćcie na Ronde więcej czasu! My żałujemy, że nie przeznaczyliśmy całego dnia... Może i jest to mała miejscowość, ale ukrywa wiele zabytków i pięknych miejsc. I -co dla nas było ważne - to tu poczuliśmy się w końcu jak w Hiszpanii. Nawet udało mi się wypatrzeć tak często wszędzie opisywany klasyczny biały dom, z niebieskimi doniczkami! Nie wiem, jakoś ich dużo nie widziałam. Białe domy oczywiście tak, ale bez tej ogromnej ilości doniczek i kwiatów.
Z Rondy jest chyba najwięcej zdjęć. Najwięcej też było do oglądania. Wrzucam jeszcze kolejne zdjęcia! Napatrzcie się na nie, a potem jedźcie i koniecznie zobaczcie wszystko na własne oczy. Na prawdę warto.